Samowar – rosyjski sposób na herbatę

Kiedy pogoda za oknem nie rozpieszcza, nie ma nic lepszego od szklanki gorącej herbaty. Najlepiej po rosyjsku – w stakanie, z cukrem, cytryną albo malinowymi konfiturami. A gdyby jeszcze z samowara… to by było szczęście!
Nie taki skomplikowany
Na pierwszy rzut oka budowa samowara wygląda na skomplikowaną. Jednak według znawców, wcale taka nie jest. W klasycznej formie, samowar składa się ze zbiornika na wodę, z pionową rurą na węgiel drzewny, z rusztem u dołu. W górnej części jest miejsce na czajniczek na esencję, a na dole – kranik do spuszczania wody. Tradycyjnie, samowar rozgrzewano węglem drzewnym. Współczesne wersje wyposażono w grzałkę. Pierwotnie wykonywano je ze srebra, ale ze względu na wysoką cenę nie mogły stać się dobrem powszechnym. Zamiana materiału na miedź lub mosiądz sprawiły, że samowar zawędrował również do niearystokratycznych domów.
Historia samowara
Trudno jasno określić, kiedy rozpoczęła się rosyjska historia samowara. Podobne urządzenia były od dawien dawna wykorzystywane w Chinach, Japonii czy Iranie. Legenda głosi, że do Rosji przywiózł je car Piotr I z Holandii, którą odwiedził incognito podczas misji dyplomatycznej. Prawda jednak jest taka, że samowary pojawiły się w Rosji później, około pół wieku po śmierci cara.
Pierwsze egzemplarze wyprodukowano na Uralu, w wiosce Suksun. Ale w powszechnej świadomości, kolebką samowara jest Tuła. Jest nawet powiedzenie „jeździć z samowarem do Tuły”, co oznacza to samo co, „wozić drwa do lasu”.
Pierwszymi oficjalnymi konstruktorami samowarów byli bracia Lisycynowie. Ich ojciec w ramach hobby konstruował przedmioty z miedzi. Pasją zaraził synów, a ci w warsztacie ojca w roku 1778 skonstruowali pierwszy oryginalny rosyjski samowar. Wkrótce mały rodzinny warsztat zmienił się w fabrykę, a przemysł samowarowy rozwinął skrzydła. Było to prawdziwe pole do popisu ówczesnych projektantów – w fabryce Lisycynów produkowano samowary w najróżniejszych kształtach – beczki, wazony, jajka, kule, puszki, gruszki, kielichy, z kranami w formie delfinów i uchwytami przypominającymi pętlę. Niekiedy pięknie zdobione, z grawerowanymi motywami roślinnymi, zwierzęcymi – w zależności od pomysłu projektanta.
W XIX wieku liczba fabryk w Tule stale rosła. Podobnie jak jakość produktów. Samowary doceniano na wystawach przemysłowych w kraju i za granicą. Fabryki, które otrzymały medale chwaliły się tym, ozdabiając swoje produkty replikami nagród. Na jednej z takich wystaw został doceniony również wyrób powstały na terenie zaboru rosyjskiego. W 1870 roku warszawskie zakłady Henneberga, Frageta i Norblina otrzymały za swój samowar srebrny medal na Wszechrosyjskiej Wystawie Przemysłowej. W pewnym momencie samowar stał się symbolem nowoczesności i podążania za trendami – w noweli „Samowar” Ignacy Chodźko wkłada w usta bohaterki, takie słowa: „- Trzeba, mamo, kupić samowar i herbaty, mieć czym przyjąć i potraktować gości! Czy mama nie potrafi jak i drugie gospodynie zasiąść pięknie za stolikiem, nalewać herbatę i prowadzić rozmowę? Czy mama nie widziała ludzi i świata?…”
Ceremonia parzenia herbaty
Przygotowanie herbaty w samowarze było ceremonią. Do rury nasypywano węgla drzewnego (w biedniejszej wersji – szyszek sosnowych lub gałązek), który podgrzewał wodę i powoli doprowadzał do wrzenia. Rozpalenie w samowarze było niekiedy trudne – powietrze nie zawsze docierało do części grzewczej. Różnie sobie z tym radzono. Czasem wynoszono na klatkę schodową, czasem dmuchało się na niego, czasem używało się małego miecha. Jednak najskuteczniejszym podobno sposobem na podsycenie ognia było nałożenie na komin cholewy wojskowego buta.
Gdy woda zaczynała szumieć był to znak, że jest już gotowa. Wówczas to, pani domu lub najstarsza córka, przygotowywała zawarkę – zaparzała herbatę w imbryku (jedna łyżeczka herbaty na osobę), a następnie stawiała go na szczycie zbiornika, do naciągnięcia. Naparu nie zostawiano długo bezpośrednio nad węglami. Kiedy esencja była gotowa, imbryk zdejmowano i nakrywano pokrowcem, aby nie ostygł. Gdy nadszedł czas, esencje nalewano do filiżanki, a następnie dolewano wrzątku.
Z czym pijano herbatę
Bogaci pili herbatę z porcelanowych filiżanek. Biedni – ze „stakanów”, czyli szklanek. Ponieważ stakany nie miały uchwytu, picie z nich herbaty było męczące. Dlatego stworzono podstakanniki, czyli koszyczki na szklankę. One również były zdobione. A aby się nie nagrzewały zbyt mocno, srebro, z którego pierwotnie je wykonywano, zastąpiono miedzią, niklem lub brązem.
Herbatę pijano słodką. A słodzono różnie – najczęściej cukrem kandyzowanym, który brano do ust i popijano wolno napar. Niekiedy używano zwykłego cukru w kostkach, ale ten smakosze uznawali za gorszy gatunek. Do herbaty podawano także miód i konfitury – najczęściej malinowe; mawiano, że taka herbata jest dobra na wszystko. Czasami podawano też dżemy – truskawkowe, z czarnej porzeczki, żurawiny lub z wiśni. Dzieciom dolewano mleko i śmietankę, a dorosłym – araku. Albo po prostu wrzucano plasterek cytryny ze sparzoną skórką.
A Wy na jaki czaj macie ochotę?
Agnieszka
Dodaj komentarz