Legendarny chleb borodiński z krajów dawnego Związku Radzieckiego

O tym chlebie krążą legendy. Borodiński, bo o nim mowa, jest popularny nie tylko w Rosji, ale we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego. Spotkamy go i w Moskwie, i w Mińsku, i w Wilnie, i w Rydze. Aromatyczny, ciemny, ciężki, w środku wilgotny, ale nie lepki. A skąd się wziął i jaki ma związek z Borodino?
Chlebowe legendy
Teorie na temat powstania chleba borodińskiego są trzy. Według pierwszej, recepturę na chleb borodiński stworzył słynny rosyjski kompozytor i chemik, Aleksander Borodin. Druga teoria nawiązuje już do bitwy pod Borodino, w której starły się wojska napoleońskie i rosyjskie pod wodzą generała Kutuzowa. Według niej, żona Kutuzowa upiekła chleb doprawiony kolendrą, którym częstowała żołnierzy, aby zagrzać ich do walki. Trzecia legenda również nawiązuje do bitwy pod Borodino i jest jednocześnie legendą o pięknej choć smutnej miłości.
Generał i Małgorzata
Jej bohaterami są Margarita z rodu Naryszkinów i generał Aleksander Tuczkow. Margarita, podobno słodka, przez wszystkich lubiana, zanim poznała Tuczkowa przeszła przez nieudane małżeństwo z Pawłem Łasuńskim. Związek był zaaranżowany przez rodzinę, więc szanse na jego powodzenie były połowiczne. Zwłaszcza, że małżonek był łajdakiem, ostentacyjnie zdradzającym żonę. Małżeństwo się rozpadło, a Margarita znów była dostępna dla adoratorów.
Jednym z nich był młody, świetnie zapowiadający się i niezwykle podobno przystojny Aleksander Tuczkow. Poznany na jednym z balów stał się wybrankiem jej serca. Z wzajemnością. Niestety, Naryszkinowie na związek się nie zgadzali, a natrętnego kandydata przeganiali. Margarita cierpiała z miłości i rozważała nawet pójście do klasztoru. Zanim jednak zrealizowała swój plan, dostała list od Aleksandra. Każda linijka tego listu kończyła się słowami: „Kto jest właścicielem mojego serca? Piękna Małgorzata”. Miłość tym razem zwyciężyła, a młodzi pobrali się w 1806 roku.
Siostra miłosierdzia
Od tej pory byli nierozłączni. Kiedy generał ruszał na front, u boku zawsze miał żonę. Margarita nauczyła się żyć w koszarach, znosić trudy życia obozowego, a nawet pomagała opiekować się rannymi. Uważa się ją za jedną z pierwszych rosyjskich sióstr miłosierdzia. Pewnej nocy Margarita przyśniła, że jej mąż zginął pod miejscowością Borodino. Małżonek uspokoił ją, mówiąc, że o takiej miejscowości nigdy nie słyszał. Podobno tego miejsca szukali nawet na mapach, ale go nie znaleźli.
Jak okazało się w 1812 roku Borodino istniało i faktycznie stało się miejscem śmierci Tuczkowa. Traf chciał, że akurat na wyprawę przeciwko wojskom napoleońskim Margarita nie ruszyła z mężem, gdyż karmiła ich syna. Gdy jednak dowiedziała się, że jej mąż zginął pod ostrzałem kartaczy, ruszyła by odnaleźć jego ciało. Długo błąkała się po polu bitwy wśród dziesiątek tysięcy zwłok, próbując znaleźć ciało męża, ale poszukiwania poszły na marne.
Klasztorna receptura
Nie mogąc pochować męża, Margarita postanowiła zostać w miejscu, w którym zginął. Postawiła tam mały domek, wokół którego, z finansową pomocą od cara, wzniosła spaso-borodiński klasztor żeński. Wkrótce została w nim przeoryszą. Przy klasztorze, jak to zwykle w Rosji bywało, powstała piekarnia i to w niej zaczęto wyrabiać chleb borodiński. Podobno jego recepturę podpowiedział Margaricie jeden z żołnierzy, który opowiadał jak dzięki francuskiej kuli, która trafiła w wóz z prowiantem, wymieszała się mąka i nasiona kolendry. Margarita pomysł wykorzystała, bo chleb nafaszerowany kolendrą kojarzył się jej z kartaczem – pociskiem wypełnionym kulkami, który zmasakrował jej męża.
Z kolendrą czy kminkiem?
Czy to prawda – trudno orzec. Pierwsze wzmianki pisane o chlebie borodińskim pochodzą wprawdzie dopiero z lat dwudziestych XX wieku, ale ten typ chleba był znany na Rusi prawdopodobnie już od wieku IX. Podobnie niejasna jest kwestia dodatków – według źródeł kolendra weszła do przepisu dopiero w 1933 roku, wcześniej dodawano do niego tylko kminku. Ale czy ważne jest kto zaczął wypiekać ten chleb? Najważniejsze, że chleb jest i możemy cieszyć nim swoje podniebienie.
Chleb jak lekarstwo
A wypiek to nie byle jaki. Przygotowany na gęstym zakwasie i zaparce, z mąki żytniej, często z dodatkiem pszennej, z kolendrą, kminkiem, o gładkiej powierzchni i ciemnobrązowym kolorze, pikantny i słodkawy, jest prawdziwym lekarstwem. Poprawia perystaltykę jelit, wspomaga trawienie i ma właściwości dietetyczne. Codzienne spożywanie chleba borodińskiego zapobiega miażdżycy, dnie moczanowej, rakowi i wielu innym. Podobno borodiński działa też odmładzająco i pomaga zapobiegać powstawaniu zmarszczek.
Składniki zawarte w tym chlebie pomagają normalizować poziom cholesterolu we krwi, stymulują metabolizm białek i ułatwiają wchłanianie polisacharydów. Używa się go też w kosmetologii – wykonuje się z niego maski na skórę głowy by zadbać o włosy i maski na twarz, by poprawić nawilżenie cery. Tylko chorzy na cukrzycę, osoby z nadkwasotą żołądka, celiakią i chorobami jelit powinni się powstrzymać od jego jedzenia. Choć to musi być naprawdę trudne.
Agnieszka
Dodaj komentarz